niedziela, 4 maja 2014

Wznowienie bloga.


Jak pewnie zauważyliście poniższe notki są poplątane i niejasne, powtarzają się fragmenty etc. Dzieje się tak dlatego, że wznawiam bloga i postanowiłam przerobić poprzednie rozdziały. Prolog i rozdział I są już po poprawce, jednak późniejsze są w trakcie. Troszkę cierpliwości i za jakiś czas blog będzie znów normalnie funkcjonował :)
Chcę też powiedzieć Wam, że przez ten cały czas, kiedy nie publikowałam, nie było dnia, żebym o tym blogu nie myślała i nie sprawdzała statystyk, które mimo długiej przerwy ciągle rosną. 
Dziękuje wszystkim, którzy czytają, czytali lub zamierzają przeczytać moje, jak na razie, przeciętne rozdziały, Obiecuje, że każdy kolejny będzie coraz lepszy :)
Wasza Avis.

sobota, 2 listopada 2013

3. Cudowna przemiana?

Najbliższe kilka dni były dla Hermiony nie lada wyzwaniem. Nie dość, że nauczyciele wyjątkowo dużo w ostatnim czasie zadawali, to jeszcze z większości przedmiotów miała egzaminy powtórkowe z minionego materiału. Musiała również całymi dniami wysłuchiwać wywodów Ginny na temat Marcusa, który zdążył już oficjalnie zostać jej chłopakiem, co spotkało się z niezbyt miłą reakcją uczniów, a w szczególności Ślizgonów. Nadal starała się o polepszenie kontaktów z Harrym, co małymi kroczkami przynosiło skutki. Starała się o tą przyjaźń jak tylko mogła: chodziła na treningi Wybrańca, który w tym roku został kapitanem, pomagała mu w nauce i zadaniach domowych, ale nie odrabiała ich za niego, z resztą Harry nawet o to nie prosił. Nie zależało mu już na ocenach, bo miał gwarantowaną posadę aurora pod warunkiem, że ukończy szkołę. Z Ronem rozmawiała tylko sporadycznie i to ona zawsze zagadywała chłopaka. Rozmawiali przede wszystkim o lekcjach, zadaniach i nauczycielach, chociaż były przyjaciel sprawiał wrażenie znudzonego rozmową i kończył ją pod byle jakim pretekstem. Nie czuła się z tym dobrze, ale musiała się pogodzić z jego decyzją, Harry powiedział jej, ze Ron wciąż źle znosi ich rozstanie, a Hermiona to uszanowała i nie chciała przyjaźnić się z nim na siłę, jeśli ten liczyłby na coś więcej, chociaż na razie nie zapowiadało się, aby chciał mieć z nią cokolwiek wspólnego. Z żalem musiała stwierdzić, że słynne "Złote Trio" się rozpada i raczej nie zanosi się na poprawę tej sytuacji.

Siedziała właśnie w bibliotece pisząc esej z transmutacji, kiedy zauważyła coś, co ją zaniepokoiło, a konkretniej ktoś. Teodor Nott, który groził palcem przestraszonemu Marcusowi Flintowi. Z trudem oderwała się od pisania zadania, ale obowiązki prefekta wzywały. Kiedy była już w połowie drogi zauważył ją Nott, który rzucił swojemu rozmówcy ostatnie, pełne nienawiści spojrzenie i zupełnie ją ignorując odwrócił się i odszedł.

- Hej, Marcus - zawołała za również odchodzącym już w przeciwnym kierunku chłopakiem, który niechętnie się odwrócił - stało się coś?

- Nie interesuj się, Granger - wysyczał - dobrze ci radzę - obrócił się na pięcie i zniknął za najbliższym zakrętem.

Hermiona stała jeszcze przez chwilę osłupiała i zastanawiała się, co powinna zrobić, bo że powinna to było oczywiste, przecież była prefektem naczelnym i powinna pomagać innym. Postanowiła, ze porozmawia z Marcusem zaraz po napisaniu eseju dla McGonnagal. Ruszyła w stronę drzwi do  biblioteki i zamyślona prawie w nie wpadła. Nacisnęła na klamkę i nic się nie stało, ale nie zrażona spróbowała drugi raz. Po kilkunastu próbach zaczęła lekko panikować. Drzwi były zamknięte, a w środku pomieszczenia zostały jej rzeczy i nie skończony esej dla McGonnagal. Zrezygnowana osunęła się po ścianie i usiadła na kafelkach z głową pomiędzy kolanami. Była bezradna, a jedynym sensownym wyjściem był powrót do dormitorium i napisanie zadania z pomocą przyjaciół, w końcu ona pomogła im wiele razy, ale nie miała zamiaru tego robić, nie podda się tak łatwo, w końcu nie bez powodu jest Gryfonką. Już obmyślała jakiś plan, gdy  usłyszała kroki na korytarzu. Podniosła głowę z nadzieją, że to pani Pince, jednak bardzo się myliła. Był to Blaise Zabini.  Oczywiście – pomyślała – tak, jakbym nie miała dzisiaj już wystarczająco dużo problemów. Jednak ku jej niezmiernemu zdziwieniu Ślizgon wyciągnął ku niej rękę, by pomóc jej wstać. Hermiona przez chwilę się zawahała ,jednak  po deklaracji Ślizgona, że nic jej nie zrobi niechętnie ujęła jego dłoń.

- Domyślam się – zaczął Zabini – że nie siedziałabyś tu sama po ósmej wieczorem bez konkretnego celu. Nie mylę się, prawda?

Brązowooka już chciała mu jakoś zgryźliwie odpowiedzieć, kiedy przypomniała sobie o jego miłym geście i kiwnęła tylko potwierdzająco głową.

- Myślę, że mógłbym ci pomóc.

Tego już było za wiele. Blaise Zabini, drugi w kolejności największy tępiciel szlam, chciał jej pomóc? Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, bo z jednej strony przed chwilą udowodnił jej, że potrafi być miły, ale z drugiej to wciąż ten sam, wredny Ślizgon.

- To jak, Granger – odezwał się powiesz mi, co cie trapi?

Kolejny szok. Gdzie podziała się ‘szlama’ ? Mogłaby jeszcze długo stać na środku korytarza i rozmyślać o dziwnym zachowaniu czarnoskórego, jednak wyglądało na to, że faktycznie chciał jej pomóc, a na dodatek był pewnie jej ostatnią deską ratunku. Westchnęła i niechętnie odpowiedziała przygotowana na fale śmiechu ze strony Zabiniego:

-  Zostawiłam moje rzeczy w środku, a biblioteka jest już zamknięta.

Czekała na kpiny, lub przyznanie się Ślizgona, że wcale nie zamierza pomagać, a ona jest naiwna lub chociaż masę pytań i wyzwisk, że jest głupia i nierozsądna, ale nic takiego się nie stało. Zabini pokręcił tylko z rezygnacją głową i szepnął: Alohomora i drzwi głośno skrzypnęły.

- Zabini, kretynie  przecież ktoś nas może przyłapać – Hermiona zaczęła lekko panikować .

- Uspokój się, jeśli nie chcesz to zostań. Gdzie zostawiłaś rzeczy?

- Zapomnij, idę z tobą. Muszę pilnować, żebyś nie zrobił czegoś głupiego.

Ślizgon pchnął drzwi tak, aby mogli bez problemu się przedostać, ale też nie za szeroko, bo drzwi okropnie skrzypiały. Weszli do środka, a Hermiona od razu pożałowała swojej decyzji, przecież mogła pójść po panią Pince i nie byłoby problemu. Przeklęła w myślach swoją głupotę i ruszyła w kierunku pozostawionej torby, a za nią czarnowłosy chłopak.  Bez problemu znalazła miejsce, w którym niedawno siedziała, zebrała wszystkie rzeczy i kierowała się do wyjścia szczęśliwa, że jak na razie wszystko idzie dobrze, kiedy zorientowała się, że jej współtowarzysz gdzieś zniknął.  Drugi raz tego samego dnia skarciła się za swoją naiwność i głupotę. No bo jak można być taką idiotką – myślała – i uwierzyć w dobroduszność Ślizgonów. Pewnie jest już daleko stąd lub, co gorsza poszedł po jakiegoś nauczyciela. Szybkim krokiem skierowała się do wyjścia z biblioteki, a nogi trzęsły jej się ze zdenerwowania, w końcu była prefektem naczelnym i nie mogła pozwolić sobie na takie wybryki.  Ostatni raz obejrzała się za siebie , by sprawdzić czy niczego nie zapomniała , kiedy  poczuła czyjąś silną dłoń na swoim ramieniu i szept zaraz przy jej uchu:

- Musimy się stąd zmywać , szybko – szarpnął ją w stronę wyjścia.

Hermionie ulżyło, gdy okazało się, że był to Blaise.  Wyszli Az pomieszczenie i dopiero teraz Hermiona mogła odetchnąć z ulgą.  Zabini zamknął drzwi do biblioteki i już mieli rozchodzić się w swoje strony, lecz coś im przeszkodziło. Usłyszeli głos pani Pince, która usilnie kogoś do czegoś przekonywała. Osoby te były coraz bliżej i Gryfonka mogła rozróżnić o czym rozmawiali. Bibliotekarka tłumaczyła, że słyszała kogoś w bibliotece o zgrozo… Snape’owi. Jej najgorsze wizje się sprawdziły, a kroki były coraz głośniejsze, byli skończeni. Zabini pewnie w tym samym momencie zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa bo złapał ją za rękę i gwałtownie pociągnął w stronę bocznego korytarza. Hermiona chciała krzyknąć przerażona, ale chłopak zasłonił jej usta dłonią.

- Faktycznie – głos opiekuna sprawił, że oboje bali się nawet oddychać – drzwi są otwarte, pewnie użyto zaklęcia Alohomora. Sprawdź, czy nic nie zniknęło – wraz z wypowiedzeniem tych słów Ślizgon zaklął pod nosem – a ja rozejrzę się w najbliższym otoczeniu – powiedział i zmierzył wzrokiem cały korytarz przymrużonymi oczami, jakby ściany miały mu za chwile wyjawić sekret ich obecności w bibliotece. Teraz przerażenie tych dwojga było już nie do opisania. Ruszyli biegiem przed siebie co chwile zakręcając. Prowadził Ślizgon, który prowadził ich coraz niżej, do lochów. Stanęli przed ścianą prowadzącą do Pokoju Wspólnego Slytherinu.

- Może wejdziesz? – zapytał z nadzieją w głosie Ślizgon.

- Nie, jak uciekaliśmy to w głowę się nie uderzyłam – zażartowała Hermiona i obydwoje zaśmiali się.

- To ja będę już szła – powiedziała Gryfonka, gdy już przestali rechotać trzymając się za brzuchy – ktoś mógłby sobie jeszcze coś pomyśleć.

- Wstydzisz się ze mną pokazywać ? – Zabini był całkowicie poważny.

- Nie, to nie tak – tłumaczyła się lekko zmieszana Hermiona – po prostu uczniowie nie są przyzwyczajeni do widoku Gryfonów obok Ślizgonów, którzy na dodatek nie chcą się pozabijać.

- W takim razie do jutra – powiedział i uśmiechnął się lekko w stronę dziewczyny.

- Jak to? – Gryfonkę mimo wszystko zaniepokoiło to, że znów chce się z nią spotkać. Czy to podstęp? – przemknęło jej przez myśl - Może Malfoy kazał mu zdobyć moje zaufanie i…

- No tak – głos Blaise’a wyrwał ja z zamyśleń – jutro jest spotkanie prefektów. Nie otrzymałaś informacji?

- Pewnie wisi w Pokoju Wspólnym. Pójdę zobaczyć.

Odwróciła się na pięcie i odeszła parę kroków, kiedy Zabini znów się odezwał:

- Musisz wiedzieć, że będę za twoim pomysłem.

- Jak to? – Gryfonka była zszokowana.

Ślizgon wzruszył ramionami.

- Sam jestem za tym, aby poprawić kontakty między domami, a w szczególności między Gryffindorem i Slytherinem – puścił jej perskie oczko.

- To dla tego mi pomogłeś?

- Między innymi.

Hermiona posłała mu ciepły uśmiech i w znacznie lepszym humorze skierowała się do swojego domu.

Cała drogę zajęły jej rozmyślenia o zachowaniu Ślizgona. Zastanawiała się, czy to naprawdę możliwe, że się zmienił. Wojna pewnie zostawiła w jego sercu nieodwracalne skutki, ale zarazem wielkie zmiany. Skwitowała swoje myśli tym, że dobrze jest mieć Zabiniego po swojej stronie na jutrzejszym zebraniu, będzie miała większe szanse na wdrążenie swojego planu w życie. Przekroczyła próg Pokoju Wspólnego, który jak zwykle był niezwykle zatłoczony, poodpowiedała na przyjazne zaczepki ze strony znajomych i od podeszła do miejsca, gdzie zawsze pojawiają się istotne informacje i faktycznie, informacja o spotkaniu już tam była.

ZAWIADOMIENIE

Prefekt naczelna Hermiona Granger wraz z prefekt Gryffindoru Ginewrą Weasley proszone są o wstawienie się na spotkanie prefektów Hogwartu do gabinetu dyrektora dnia 14 listopada ( wtorek ) na godzinę 18:00 w celu omówienia kilku ważnych kwestii organizacyjnych.

Z poważaniem

Minerva McGonnagal.

Z szerokim uśmiechem na twarzy skierowała się do swojego dormitorium, a po dotarciu do niego rzuciła się na niezwykle wygodne łóżko . Zaliczyła ten dzień do bardzo udanych i w oka mgnieniu zasnęła.

~~~~~~~~~~~~

Rozdział wcześniej niż planowałam, ale to nawet lepiej bo jutro będę miała więcej czasu i zajmę się rozdziałem 4 :)
\Dziękuje za wszystkie komentarze, to dzięki nim rozdział jest szybciej, bo jak już napisałam w poprzedniej notce, to one pobudzają moją wenę.
Trzymajcie się ciepło i komentujcie, Avis.

niedziela, 27 października 2013

2. U dyrektorki

Hermiona korzystała z ostatniego wolego dnia. Jutro od nowa zaczynały się zajęcia. Na szczęście lekcje odrobiła już w piątek, ale pewnie większość uczniów zostawiła sobie to na ostatnią chwilę, gdyż Pokój Wspólny Gryffindoru świecił pustkami. Poprawiła się kanapie i wyłożyła nogi na stoliku. Ogień z kominka miło ogrzewał jej stopy. Myślała o skutkach wojny. Pochłonęła ona wielu niewinnych czarodziei, którzy walczyli o lepsze życie dla nich. Co prawda Voldemorta już nie było, a Harry stał się teraz bohaterem, lecz nie każdy traktował go z szacunkiem. Niektórzy nigdy się nie zmienią. Sądziła, że teraz dużo się zmieni jednak były to złudne nadzieje. Dlaczego tak jest, że ludzie nie mogą się po prostu szanować, lubić bez względu na wygląd czy pochodzenie? Od wieków w wielu środowiskach tworzyły się warstwy społeczne, do których klasyfikowało się ludzi. Ci, z najwyższego szczebla zawsze mieli najlepiej. Byli popularni, lubiani, mieli w szkole łatwiej. Natomiast inni, którzy różnili się wyglądem, statusem czy po prostu mieli odmienne zdanie byli upokarzani.  Czy na prawdę do tej pory nikt się temu nie sprzeciwił, nikt nie reagował? Postanowiła sama wziąć sprawy w swoje ręce. Nie będzie łatwo-wiedziała ale bycie Prefektem Naczelnym do czegoś zobowiązuje. Gdyby tylko ten dupek Malfoy pomógł.. Ale na niego nie ma co liczyć. Przez wiele lat samodzielności, nauczyła sie radzić sobie sama. Od zawsze była perfekcjonistką więc zrobi co w jej mocy by zjednoczyć wszystkie domy w Hogwarcie. W głowie zrodził jej się nawet pewien plan. Zadowolona z siebie wstała z kanapy, otrzepała szaty z niewidzialnego pyłu i ruszyła wprost do dyrektora-Minervy McGonnagal.  Radośnie przemierzała szkolne korytarze. Dzisiaj nic nie było w stanie popsuć jej dobrego humoru. Nucąc pod nosem nawet nie zauważyła jak jakaś wysoka postać wynurzyła się zza zakrętu. Nie zdążyła zareagować, a już leżała na zimnej posadzce.
- Malfoy! Mogłam się tego spodziewać! - krzyczała - Patrz gdzie łazisz!
- Zamknij się, Granger. Pewnie masz szlam zamiast mózgu więc nie pamiętasz, że to ty wpadłaś na mnie- Zadrwił z niej. - Rachunek za pranie przyśle pocztą. Nie mogę chodzić w szatach, które dotykała brudna szlama. - Skrzywił się teatralnie i już miał odchodzić gdy usłyszał  głośnie odchrząknięcie za jego plecami.
- Pocałuj się w ten twój arystokratyczny tyłek, fretko - zaśmiała się pod nosem na wspomnienie Ślizgona przemienionego w zwierze - ale najpierw idziesz ze mną do dyrektorki.
- Po cholerę? Sama na mnie wpadłaś. Możesz się McSztywnej najwyżej iść wypłakać.
Hermiona nic mu na to nie odpowiedziała, tylko pociągnęła za rękaw szaty i prowadziła w stronę gabinetu dyrektorki.
- Granger, puszczaj mnie! - Próbował wyrywać się Ślizgon. - Mówiłem, że nigdzie z tobą nie idę! A co jak ktoś nas zobaczy? Co z moją reputacją?
- Nie przejmowałabym się czymś, czego nie ma - odpyskowała mu.
W końcu Malfoy uwolnił się z uścisku Hermiony i oburzony szybkim ruchem wyciągnął różdżkę z głębokiej kieszeni szaty. Gryfonka cicho pisnęła, ale szybko się opanowała. Nie da mu się sprowokować. Chłopak przycisnął ją do ściany i jeszcze bardziej zdenerwowany jej odważnym spojrzeniem przycisnął koniec różdżki do jej gardła.
- To cię nauczy szacunku do lepszych - wysyczał.
Nagle Gryfonka zaczęła się śmiać. Wykorzystała moment zdezorientowania Malfoya i odepchnęła go od siebie. Nie wierzyła, że był w stanie zrobić jej coś w szkole, poza nic nie znaczącymi groźbami i raniącymi słowami, na które chyba nigdy się nie uodporni.
- Co cię tak cieszy, Granger? Czyżby szlamowata reakcja na silny stres? - Ślizgon w dalszym ciągu drwił sobie z dziewczyny.
- Nie. Po prostu jako Prefekt Naczelny Slytherinu musisz iść ze mną do dyrektorki w celu omówienia jednej, ważnej kwestii - powiedziała i ruszyła w tak dobrze jej znanym kierunku. Nie musiała się oglądać żeby wiedzieć, że tleniony arystokrata, zaślepiony ciekawością, mozolnie podąża za nią. Po kilku chwilach, w których żadne z nich nie odezwało się ani słowem dotarli do swojego celu. Pierwszy bez pukania szedł Malfoy, który zaraz po przekroczeniu progu zatrzasnął drzwi przed nosem współtowarzyszki. Osłupiała dziewczyna w końcu doszła do siebie i z gracją otworzyła drzwi do gabinetu, po czym przywitała się z Minervą z delikatnym uśmiechem, jednak dyrektorka nie zauważyła nawet jej wejścia, gdyż zajęta była pewnym arystokratą.
- Jeszcze raz pani mówię, że to Granger mnie tu przywlokła – tłumaczył się chaotycznie. – Nie mam pojęcia po co!
- Dość tego – zirytowana opiekunka Domu Lwa straciła cierpliwość – minus dziesięć punktów, panie Malfoy.
- Przepraszam bardzo – głos zabrała Gryfonka, którą dopiero w tej chwili zauważyła Minerva – on mówi prawdę – przyznała z niechęcią rację Malfoy’owi. – Mam pewien pomysł, z którym chciałam się z panią podzielić.
- Dobrze – jej słuchaczka złagodniała na twarzy – usiądźcie proszę, zamieniam się w słuch.
Hermiona usiadła na wskazanym przed dyrektorkę krześle obok jej biurka, a Malfoy stał obok tłumacząc się, że długo tu nie zagości. Minerva spojrzała tylko na niego gniewnym wzrokiem i oddała głos Gryfonce, a sama usiadła po przeciwnej stronie biurka. Hermiona rozglądnęła się i stwierdziła, że gabinet niczym nie przypominał starego pomieszczenia, w którym rezydował Dumbledore. Naprzeciwko drzwi znajdowały się kręte, metalowe schody, które prawdopodobni e prowadziły do sypialni, a za nimi duże okno zajmujące pół ściany i sięgające pod sam sufit. Po lewej stronie stała wielka gablota po brzegi wypełniona orderami i pamiątkami byłych dyrektorów. Na prawej ścianie usadowiona była biblioteczka, większa nawet od tej, którą Hermiona miała w dormitorium. Przed nią stało masywne, stare biurko, całe zawalone pergaminami, na których siedziała sowa, którą Gryfonka zobaczyła dopiero teraz. Miała o na piękne brązowe pióra, które gdzieniegdzie miały rudy odcień i mądre, kruczoczarne ślepia. McGonnagal podążyła za wzrokiem dziewczyny i wyjaśniła, że zwierzę wabi się Pedro.
- Szybciej, Granger – warknął zniecierpliwiony już Ślizgon – mam lepsze rzeczy do roboty, niż siedzenie tu.
- Oh, założę się, że twoje lustro, choćby nie wiem jak chciało i tak nie ucieknie.
- Panno Granger, panie Malfoy, proszę się uspokoić. – Minerva wtrąciła się w odpowiedniej chwili, bo dwójka uczniów już zabijała się spojrzeniem. Jeszcze moment, a pewnie rzuciliby się sobie do gardeł.
- Wytłumaczy mi pani, po co to całe zamieszanie? – Hermiona zrozumiała, że dyrektorka jest już lekko podenerwowana, ponieważ tylko wtedy zwracała się do niej ‘per pani’ Nie chcą już dłużej przeciągać i bardziej denerwować opiekunki jej domu odezwała się:
- Oczywiście. Pomyślałam, że skoro każdy – popatrzyła na Malfoy’a i poprawiła się – właściwie prawie każdy, ale zdecydowana większość chce pojednania domów w Hogwarcie – na te słowa stojący obok chłopak głośno prychnął z pogardą, lecz Gryfonka go zignorowała i mówiła dalej – to warto powziąć odpowiednie kroki w tym kierunku.
- Kto chce, ten chce, Granger. Zjednujcie sobie te wasze domy, ale Ślizgonów w to nie mieszajcie, bo nie będziemy zniżać się do waszego poziomu. – Hermiona zmroziła go wzrokiem i już chciała mu coś odpowiedzieć, jednak szybsza była dyrektorka:
- Wspaniały pomysł – pochwaliła ją – doskonale sprawdza się pani na swoim stanowisku w szkole. – Dracon wywrócił oczami i udawał, że ziewa, jednak widząc, że nikt nie zwraca na to uwagi, szybko przestał. – Jutro odbędzie się w tej sprawie zebranie prefektów. Informacja o spotkaniu będzie wisieć w Pokoju Wspólnym każdego domu. To b y było na tyle, żegnam. – Wstała od biurka i odprowadziła gości pod drzwi, co chwilę uciszając oburzonego Ślizgona, który uspokoił się dopiero na wzmiankę o punktach ujemnych. Jednak nie na długo, bo zaraz po wyjściu z gabinetu Hermiona zdołała tylko usłyszeć dźwięk zatrzaskiwanych drzwi i szybkim ruchem została już drugi raz tego samego dnia przyparta do ściany przez blondwłosego Ślizgona.
- Nie myśl sobie, Granger, że jeśli przekonałaś tą staruchę, to ze wszystkimi pójdzie ci tak łatwo. Nie pozwolę na to - warknął i zanim Gryfonka zdążyła zareagować, Malfoy odwrócił się na pięcie i odszedł w tylko sobie znanym kierunku. 
I żadne z nich nie zauważyło, jak zadowolona z siebie postać powoli oddala się z miejsca, w którym stała już od dłuższego czasu.
***
Hermiona szybko przeszła przez Pokój Wspólny Gryffindoru, w którym pełno było już jej znajomych. Jednak była zbyt zdenerwowana, żeby z kimkolwiek teraz rozmawiać nie rozszarpując go przy tym. Wbiegała po stromych schodach i skierowała się w stronę słabo oświetlonego czerwonego korytarza, przez który trzeba było przejść, by dostać się do jej dormitorium. Doszła do ciemnych drzwi i jednym gwałtownym ruchem je otworzyła. Przeszła przez cały pokój i usiadła na skraju łóżka zakładając ręce na piersiach. Dostrzegła osłupiałą przyjaciółkę, której ręką ze szczotką zastygła w połowie drogi do jej płomiennych, rudych włosów. 
- Idziesz gdzieś?
- Tak, umówiłam się z Marcusem. Powiesz mi, co się dzieje?
- Nic. Nie ważne - odpowiedziała Hermiona i opadła na łóżko. Ginny odłożyła szczotkę na stolik i usiadła obok niej.
- Hermiono - zaczęła głaskając przyjaciółkę po odkrytym przedramieniu - jeśli coś jest nie tak, to wiesz, ze możesz mi powiedzieć. 
Brunetka popatrzyła na nią niepewnie, jednak po chwili podniosła się, usiadła po turecku i zdała Rudej relacje z dzisiejszego dnia, nie oszczędzając sobie wrednych słów na temat Ślizgona. Ginny słuchała przyjaciółki ani razu jej nie przerywając, a kiedy ta skończyła odezwała się:
- Miałaś rewelacyjny pomysł, jak najbardziej jestem za, poza tym McGonnagal cie popiera, a jedna osoba, choćby była nawet Malfoyem nie ma nic do gadania.
- Sama nie wiem. Jutro się wszystko okaże, bo odbędzie się spotkanie prefektów w tej sprawie.
- I bardzo dobrze! My już mu tam przegadamy! 
- Pozostaje jeszcze kwestia zdania pozostałej trójki prefektów.
- O to się nie martw, razem damy sobie radę. Szczególnie, ze cel jest szczytny.
- Dziękuje, Ginny - Hermiona uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki - a teraz zbieraj się, bo nie zdążysz.
- Jak kocha to poczeka - rzuciła przez ramię i zniknęła za drzwiami zostawiając Gryfonke samą ze swoimi myślami.
***
Aportował się w umówione miejsce i pewnym krokiem ruszył w stronę miejsca spotkania. Jego kroki głośno rozbrzmiewały na kamiennej posadzce i echem odbijały się od pustych ścian. Szarpnął za złoconą klamkę i wszedł do zimnego pomieszczenia bez okien, oświetlonego tylko pojedynczymi, lewitującymi świecami.
- Masz dla mnie jakieś nowe wieści? - odezwał się nieprzyjemny głos, po którego usłyszeniu zjeżyły się mu włosy na karku.
- Wygląda na to, ze nasza szlama coś kombinuje - wybełkotał niepewnie
- No gadaj wreszcie! Za coś ci w końcu płace!
- Chce zjednoczenia domów w Hogwarcie - jego rozmówca zaśmiał się głośno, lecz nie zrażony mówił dalej - była u dyrektorki i jutro ma być jakieś zebranie. 
- Mam nadzieje, ze jakoś to załatwisz.
- Nie muszę, wygląda na to, ze Draco zrobi to za mnie.
- Doskonale - uśmiechnął się szyderczo - doskonale.
***
Wystrojona w czerwoną sukienkę do pół uda dziewczyna siedząca na zimnym parapecie patrzyła na roztaczający się na zewnątrz krajobraz wymachując nogami, na które ubrała czarne baletki. Widok był niesamowity. Hogwardzkie błonia skąpane w srebrnej mgiełce, która mieniła się w jasnym blasku księżyca robiły nie małe wrażenie, szczególnie teraz, kiedy niebo było bezchmurne i zawieszone były na nim gwiazdy w pełnej okazałości.
W pewnym momencie zauważyła jakąś niewyraźną postać przemykającą się wzdłuż jeziora. Jednak nie dane jej było zastanowienie się na celem wędrówki ów osoby, gdyż poczuła czyjeś silne ręce na swojej talii. 
- Przepraszam, ze musiałaś czekać, piękna - wyszeptał jej do ucha Flint - nadrobimy stracony czas?
Kiwnęła potakująco głową i została poprowadzona w stronę korytarza prowadzącego do Domu Węża. Ostatnio raz obejrzała się za siebie, lecz nikogo niż nie zauważyła i zaniepokojona tym faktem złapała Ślizgona za rękę, który musiał to źle zinterpretować, gdyż uśmiechnął się szeroko do Rudej i zapewnił, ze już za chwile będą na miejscu.


~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam. Rozdział jest krótki, nudny i nic się nie dzieje,
 ale od następnego ruszam pełną parą z akcją :)
Notka nie jest sprawdzana, bo weszłam tylko na chwile na komputer, żeby ją dodać, ale obiecuje, że zrobię to przy najbliższej okazji.
Proszę Was o komentarze, gdyż to one pobudzają moją wenę. 
Pozdrawiam i proszę o wyrozumiałość, Avis